Moja czerwona nić.

Moja czerwona nić.

niedziela, 23 lutego 2014

EPILOG

3 lata później:
-Tooom! - wrzasnęłam ze schodów. -widziałeś gdzieś moją kredkę do oczu?!
-Nie! - odkrzyknął i wrócił do zabawy z Łukaszem. Synek Mercedes i Piotrka bardzo polubił bliźniaków. Zawsze się z nim bawili i dawali prezenty. Innymi słowy : rozpieszczali go. Schodząc po schodkach uniosłam kącik ust w cwaniackim uśmiechu i zapatrzyłam się w Toma i Łukasza. Tom zmienił fryzurę. Miał teraz warkoczyki i ciężmo mi było nazwać go teraz mopem. Strasznie przywiązałam się do jego dredów i nieśmiertelnych czapek. Teraz nosił albo bandamy albo nic. Ewentualnie wkładał kaptur lub zwykłą czapkę. Bejsbolówki teraz nie pasowały ale styl został, z tym że częściej nosi jeansy. Teraz chłopak klęczał obok jego miniaturowej kopii. Mercedes stwierdziła że skoro małemu podobają się szerokie spodnie i luźne koszulki nie będzie tego zmieniać. Patrząc na nich czułam w sercu przyjemne mrowienie. Tom szepnął coś do malucha i podniósł się z podłogi. Stanął obok mnie i zaczął szeptać prosto do ucha.
-Coraz bardziej zaczynam przekonywać się do dzieci.. i wiesz co? Chcę mieć swoje.. z tobą.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i odwróciłam się do niego twarzą.
-Skarbie...
-Tak wiem, jesteśmy młodzi. Mamy dopiero 20 lat. Ja mam zespół, ty jesteś fotomodelką. Nie będzie czasu i tak dalej..- mina mu zrzedła.
-Posłuchaj mnie! Tak, chcę mieć z tobą dziecko.
Uśmiechnęłam się do niego. Po pierwszym szoku wywołanym moją odpowiedzią odezwał się wreszcie.
-Oh. Wow. Ok, myślałem że ta rozmowa będzie trudniejsza- podrapał się po głowie. Byłam szczerze rozbawiona jego reakcją. Czyliy myślał nad tym co by znaczyło że to planował. Miło.
Łukasz podszedł do mnie i pociągnął za materiał bluzki.
Zapytał czy wrócimy z nim do zabawy. Usiedliśmy po turecku na podłodze i przez kolejną godzinę zabawialiśmy małego układaniem klocków. Potem Tom z racji tego że zrobił się wieczór położył chłopczyka spać. Następnie ułożyliśmy się na kanapie i oglądaliśmy film dopóki nie wróciła moja siostra z mężem.
Jakiś czas później:
An i Georg zaręczyli się stosunkowo niedawno ale i tak postanowili zamieszkać razem. Amanda i Didgo namieszali trochę w mediach ale szybko zagłuszyła to wiadomość że chłopaki z Tokio Hotel znaleźli swoje drugie połówki. Gustav i Ivette stanowili uroczą choć bardzo haotyczną parę. On spokojny,ona przebojowa.
Bill i Zoe (dla mnie NADAL wyglądało to komicznie) zostali parą zaraz po moich 17-tych urodzinach. Gabriel zamieszkał z ojcem w Polsce, nadrabiają stracone lata. A ja i Tom...? Cóż. Oczekujemy dziecka. Od pół roku mieszkamy razem w Niemczech. Mówiłam że kiedyś tam wrócę. Nie spodziewałam się jednak że z facetem który za niedługo będzie ojcem i mężem.
Wszystko układa się świetnie a ja jestem po prostu szczęśliwa.
                           KONIEC
******************************
Epilog był dla mnie ciężki, opowiadanie było dla mnie naprawdę ważne.  W każdym bądź razie wrócę z nową historią. Pozdrawiam <3

środa, 19 lutego 2014

24. Bądź ze mną i mi ufaj.

To opowiadanie dobiega końca, jeszcze tylko kilka odcinków i zaczynam nowe opowiadanie. Tym razem będzie już na początku poukładane ;)
*****************************
Tom całował mnie z zachłannością. Jego kolczyk co chwilę muskał moją skórę. Miałam wrażenie że moje ciało się wprost żarzy pod jego dotykiem.
-Nie masz pojęcia od jak dawna o tym marzyłem...- wyszeptał mi do ucha. Odchyliłam głowę i pozwoliłam żeby całował każdy fragment mojej szyi. Chciałam oddać się w zapomnienie.
Nawet nie usłyszeliśmy jak drzwi mojego pokoju otwarły się i stanął w nich Geo.
-Czy ja.. ci..czegoś kurwa.. nie mówiłem..? - wybełkotał patrząc na Toma.
-Tylko nie za.. ostro. I masz.. być.. delikatny.- powiedział chwiejąc się a ja spojrzałam na niego z oburzeniem.
-Spoko, stary. Będę ostrożny. - odpowiedział mu Tom za co oberwał ode mnie w ramię.
Nagle Georg niebezpiecznie się zachwiał i upadł na twarz.
-Myślisz że żyje? - zapytał dred opierając się jedną ręką o materac łóżka i patrząc na mojego kuzyna.
-Myślę że tak. - odparłam i wstałam. Przeszłam nad leżącym - idziesz?
Tom bez słowa wstał, podciągnął materiał spodni i również przeszedł nad schlanym w trupa Georgem.
Muzyka na dole ani trochę nie przycichła. Zastanawiałam się nad tym jak Geo mógł się tak szybko upić ale zrozumiałam gdy tylko zeszliśmy z Tomem na dół. Wypiliśmy tylko po 2-3 piwa i z tego co widziałam tylko nam jeszcze procenty nie uderzyły do głowy. Bill wywijał na parkiecie z Gustavem, Gabriel z kumplami również i mocno się przy tym chwiali. Ivette siedziała na kolanach mocno wstawionego gościa, Zoe próbowała tańczyć z Billem co było komiczne bo sięgała mu do ramienia. Najbardziej jednak zszokowało mnie to co zobaczyłam w kuchni. An stała na przecinającym w poprzek pomieszczenie blacie i tańczyła na nim,w szpilkach przed wiwatującą widownią złożoną z mężczyzn. Tom przystanął i gwizdnął. Zmierzyłam go spojrzeniem w stylu "no chyba żartujesz" i odciągnęłam od kuchni.
Nie mając większych możliwości wzięliśmy po piwie i z puszkami w dłoniach poszliśmy tańczyć.
Bill patrzył przez chwilę na brata w całkiem trzeźwy sposób ale już po niecałej minucie wrócił do tańca z Zoey.
Nagle uśmiechnął się i szepnął jej coś do ucha. Uradowana złapała go za rękę i poszli na górę.
Tom najwyraźniej zobaczył moją niechęć do dalszej zabawy i zaprowadził na górę. Stanęliśmy przed wejściem na dach i wspięliśmy się na drewnianą drabinkę. Z dołu dochodziły nas dźwięki ogłuszającej zmysły muzyki. Położyliśmy się na prostym daszku werandy i patrzyliśmy w gwiazdy. Tom objął mnie ramieniem a ja wtuliłam się w niego i usypiałam pod wpływem światła rzucanego przez gwiazdy i ciepłych spojrzeń chłopaka.
**
Ziewnęłam przeciągle i zeszłam za Tomem z dachu. Noc na dachu była przyjemna ale nieco dała się we znaki. Weszliśmy do korytarza na piętrze i stanęliśmy jak wryci. Wszędzie. DOSŁOWNIE WSZĘDZIE leżały rozrzucone, pozgniatane puszki po alkoholu, kawałki stłuczonych butelek i co najdziwniejsze - pijani ludzie chrapali leżąc na podłodze.
Z wrażenia opadła mi szczęka. Tom z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w ten cały bałagan po czym zerwał się z miejsca i przechodząc nad ludźmi zbiegł ze schodów. Na dole było znacznie mniej ludzi. Nagle rozbudzeni zaczęliśmy wszystkich budzić i wyganiać do domów.
Po niecałej godzinie wzięliśmy się za powierzchowne sprzątanie. Tom ubrany w fartuszek i wyposażony w miotłę wygladał całkiem seksownie. Uniósł jedną brew i prawy kącik ust gdy zobaczył że z nieskrywaną ciekawością przypatruję się mu.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam zamiatać kuchnie. Nasi skacowani przyjaciele jeszcze spali w najlepsze więc większość roboty spadła na nas. Po następnych dwóch godzinach zmęczeni padliśmy na kanapę w salonie. Rozłożyłam kanapę tak żebyśmy sie mogi na niej oboje położyć i wtuliłam się w obszerne ciuchy chłopaka. Uniosłam głowę kiedy  Zoe i Bill zeszli z góry w towarzystwie Gustava i skierowali się krokiem zombie prosto do kuchni. Po chwili  wrócili z kilkoma butelkami wody i rzucili sie na kanapę, czyli również na nas. Tom syknął kiedy Bill rozłożył się na jego nogach.
-Złaź debilu - powiedział podciągając nogi.
-Ej, a wy gdzie spaliście? - zapytała Zoe ignorując uwagę Toma kiedy wtryniła się pomiędzy nas.
Spojrzeliśmy na siebie i odpowiedzieliśmy równo:
-Na dachu.
-A wy gdzie zniknęliście? - wskazałam na Billa i blondynkę patrząc na nich podejrzliwie.
-Za chwilę zobaczysz - Zoe uśmiechnęła się szatańsko i wymieniła spojrzenie z Billem.
O co tu do cholery chodzi...?
W tym momencie do salonu wszedł zaspany Georg. Przyjrzałam się jego twarzy i tak jak reszta ryknęłam śmiechem.
Bill i Zoe widocznie pozbawili go brwi.. miejmy nadzieję że nie moją maszynką.
Geo zdezorientowany patrzył na nas aż Tom wreszcie się zlitował i odchylając głowę za oparcie kanapy podał mu swoją komórkę. Chłopak patrzył oniemiały na swoje odbicie a następnie rzucił się na powoli wycofującą się z pomieszczenia dwójkę.
***
-Jeeezu, weź to przełącz. - marudziłam kiedy Tom skakał po kanałach w TV.
-A co? Nie chcesz się pooglądać w telewizji?
-Mam dosyć swojego ryja w telewizji- skwitowałam i położyłam głowę na podłokietniku kanapy.
Tomowi widocznie nie przeszkadzały moje sprzeciwy bo rozłożył się wygodniej i włożył pilot za gumkę dresów. Tak więc oglądałam z nim swój wywiad i co chwile strzelałam face palmy na co on wybuchał śmiechem.
-Kochanie ty coś w ogóle z tego rozumiesz? - zapytałam złośliwie unosząc brew.
-Jasne, a czemu nie? - spojrzał na mnie zdziwiony.
-Bo to jest kotku po Hiszpańsku.
Odebrałam mu pilota i przełączyłam na kreskówki.

sobota, 15 lutego 2014

23. Anioł w dredach

Myślałam że rąbnę laptopem o ścianę. Blogger usunął mi cały rozdział który zżarł mi 2 dni! Także został dodany znacznie później niż był powinien.
******************************************
Zaraz po tym jak Irene powiedziała co zrobiła Tedd wybuchł. Woleliśmy nie być świadkami ich kłótni więc wyszliśmy. Gabriel z całej siły kopnął w śmietnik a potem zawył z bólu gdy trafił na opór w postaci metalowej ścianki. Zaklął głośno i opadł na ławkę przed parkiem. Usiadłam obok niego i oparłam głowę o jego ramię.
-Co teraz robimy? - zapytałam.
-Nie wiem.. Jula.. Po prostu nie wiem.. - zatopił palce we włosach i patrzył w ziemie.
-Chcesz z NIĄ zostać?
-Nie. - podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego wzrok pokazywał wszystko. - Nie. - powtórzył z siłą.
-W takim razie wrócisz do ojca. - szepnęłam powoli. Wstrzymałam oddech czekając na jego reakcję a on przytulił mnie i wyszeptał "z chęcią".
**
-Mamy gości! - krzyknął Piotrek z korytarza. Ja i Mercedes siedziałyśmy w salonie i jadłyśmy sałatkę owocową. Do pokoju weszły Zoey i An a Mer uśmiechnęła się szeroko.
-Masz z tym coś wspólnego. Przyznaj się. - powiedziałam patrząc na siostrę i wyciągając w jej stronę palec w geście oskarżenia.
-Jaa? Skądże...
Wstałam i przytuliłam dziewczyny. Stwierdziły że skoro za 2 dni mam urodziny to one muszą koniecznie przyjechać. O rany! Kompletnie zapomniałam że mam urodziny. Wszystko jakoś za szybko zleciało. Chwila... Skoro mam urodziny za 2 dni to znaczy że za 4 zaczyna się szkoła... Bosko. Nagle coś sobie przypomniałam. Szybko zaciągnęłam dziewczyny do pokoju na górze i zamknęłam za nami drzwi. Wskazałam palcem na An.
-Musisz mi coś wyjaśnić. - powiedziałam siadając na parapecie i udając powagę.
-Mhm? - zapytała patrząc na mnie ze skupioną miną.
-Jak było? - uśmiechnęłam się szeroko a ta zdębiała. Wiedziała o co chodzi. Wybuchnęłam śmiechem i złapałam się za obolały brzuch.
-Zaraz.. nie ogarniam. O co chodzi? - zapytała zdezorientowana Zoey patrząc na nas.
-Ona.. spała... z ... Geo.. - wydusiłam przez śmiech.
Zoey próbowała zatuszować śmiech udając że kaszle. Andżelika posłała nam mordercze spojrzenia i zakładając ręce na piersiach zapytała co nas tak śmieszy. Machnęłam tylko ręką i podrpałam za uchem śpiącego na łóżku Lucyfera.
Dwie godziny później rozkładałyśmy już swoje ręczniki na plaży. Ciepły piasek przyjemnie grzał w stopy gdy się po nim chodziło. An chciała się opalić więc została na plaży a ja poszłam w kierunku wody.
Włosy związane w wysoki kucyk latały na boki kiedy szłam piaskiem w stronę wody. Byłam już po kolana w wodzie kiedy usłyszałam plusk wody za sobą i Zoe wskoczyła mi na plecy. Złapałam ją za kolana a ona podniosła ręce w górę i zaczęła się śmiać. Uśmiechnęłam się i zanurkowałam. Po kilku sekundach obie wynurzyłyśmy się i zaczęłyśmy jedna drugą podtapiać. Nagle obok nas pojawił się przystojny umięśniony facet w czerwonych kąpielówkach. Na oko miał z 20 lat. Przez 10 minut tłumaczyłyśmy mu że się nie topiłyśmy. Wlepił nam karę na pół godziny i musiałyśmy wrócić na plażę. Ze skwaszonymi minami usiadłyśmy na piasku i równocześnie spojrzałyśmy na śpiącą An. Na jej brzuchu leżała książka która rytmicznie unosiła się i opadała razem z jej oddechem. Założyłam kosmyk mokrych włosów za ucho. W wodzie najwyraźniej zsunęła mi się gumka z włosów bo teraz mokre kleiły mi się do pleców, twarzy i szyi.
**
W dzień moich urodzin wybrałyśmy się na miasto. Szłyśmy droga złożoną z rozgrzanego bruku i kierowałyśmy się do mojej ulubionej kawiarni kiedy po drugiej stronie ulicy mignęła mi znajoma twarz.
-Ej. Tam szedł chyba Gustav..- powiedziałam wpatrując się w miejsce gdzie zniknął chłopak.
-Co robiłby tu Gustav? Myśl logicznie. Przywidziało ci się. -powiedziała An i machnęła na to ręką.
-Ale..
-Nie ma żadnych ale! Co by tu robił Gustav?!
Naburmuszyłam się i założyłam ręce na piersiach. Może rzeczywiście miałam zwidy..
Potrząsnęłam głową i weszłam przesz szklane drzwi do sklepu. Zadźwięczał dzwonek nad wejściem i razem z jego dźwiękiem poczułam zapach lodów, koktajli, pieczonego gofrowego ciasta i owoców. Podeszłam do lady i złożyłam zamówienie. Odwróciłam się i podeszłam do stolika, który zajęły dziewczyny. Zajęłam miejsce, oparłam łokcie o stolik i na złożonych palcach oparłam brodę. Przysłuchwiłam się Zoey, która radośnie świergotała o szkole, do której się dostała. Jej oczy były roześmiane a twarz przecinał szeroki uśmiech kiedy żywo gestykulowała. 
Kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienia uniosłam głowę a starsza kobieta o siwych włosach i w żółtym fartuchu uśmiechnęła się do mnie ciepło. Odwzajemniłam uśmiech i patrzyłam za odchodzącą.
Wzięłam do ręki widelec i wbiłam go w kawałek ananasa na moim gofrze. An jadła swojego gofra z czekoladą a Zoe dalej gadała jak nakręcona.
-Jedz.- przerwałam jej z uśmiechem a ta umilkła i mrugnęła do mnie. Po chwili przy naszym stoliku zapadła cisza, przerywana jedynie stukiem sztućców i szklanek z wodą.
W kawiarni siedziałyśmy jeszcze przez godzinę a potem zapłaciłyśmy i wyszłyśmy. Na kawiarni się nie skończyło. Przyjaciółki postanowiły wywlec mnie na zakupy. Nie sądziłam że aż tak długo nam to zajmie. Jednak gdy wyszłyśmy z galerii było już ciemnawo.
Obładowana torbami z wielkim trudem wyjęłam z kieszeni klucz i otworzyłam drzwi domu. Weszłam do korytarza i ze zdziwieniem stwierdziłam że na dole nie paliło sie żadne światło. Sięgnęłam ręką do włącznika i zanim moja dłoń go dotknęła salon zalało jasne światło i usłyszałam: niespodzianka! Zmrużyłam oczy żeby stopniowo przyzwyczaić je do mroczków.
Gdy już odzyskałam ostrość widzenia zobaczyłam całe Tokio Hotel, Mer, Piotrka i Gabriela z kumplami (których tak na marginesie zdążyłam poznać i zaprzyjaźnić się).
Zaczęłam się śmiać i przytuliłam siostrę.
-To jednak jest moja sprawka - przyznała się trzepotając niewinnie rzęsami. An i Zoe przyznały sie również że o wszystkim wiedziały.
Przywitałam się z wszystkimi i poszłam na górę się przebrać.
Włożyłam na siebie czarną sukienkę przed kolana z niebieskim paskiem na talii, niebieskie szpilki i rozczesałam palcami włosy. Szybko naprawiłam makijaż i zeszłam do bawiących się przyjaciół. Każdy oprócz Mercedes i Piotrka miał w dłoni butelkę albo puszkę piwa. Mer jest w ciąży więc nie piła a Piotrek zdecydował się przecierpieć to z nią. Kolega Gabriela robił za DJ-a. Puścił jakąś szybką piosenkę i poszłam w obroty z Gustavem. Wiedziałam że się nie przewidziałam!
Po trzech piosenkach Gustav skapitulował i poszedł odpocząć na kanapę i w jego miejsce pojawił się Bill. Leciała akurat wolna więc Bill objął mnie w pasie a ja położyłam mu ręce na ramionach. Ciężko mi to przyznać ale skubaniec nabrał wzrostu. Teraz był ode mnie wyższy o głowę. Lekko się kołysząc spojrzałam na niego i delikatnie się uśmiechnęłam. Jego czekoladowe oczy głęboko patrzyły mi w oczy a uśmiech mile ozdabiał jego twarz. Włosy tak jak zapamiętałam stały we wszystkich kierunkach i miały białe pasemka tyle że teraz były dłuższe.
Za plecami Billa pojawił się Tom. Szepnął coś bratu na ucho a ten przeprosił i odeszedł w stronę Georga. Wcześniejsze miejsce Billa zajął równie wysoki Tom.
-Tęskniłem- nachylił się i wyszeptał mi do ucha. Zmierzyłam go wzrokiem i stwierdziłam że wygląda naprawdę seksownie. Luźne szare dresy i za duża o kilka rozmiarów czarna koszulka z srebrnymi napisami razem wyglądały zniewalająco. Na jego głowie była czarna opaska i jasno-brązowa czapka. Dredy związane w kucyka opadały na lewe ramię. Metalowy kolczyk błyskał w ocienionym pomieszczeniu. Piosenka się skończyła a my udaliśmy się na kanapę gdzie czekaliśmy na Mercedes. Po chwili siostra pojawiła się u boku pchającego wózka z tortem Piotrka. Wszyscy zaśpiewali mi sto lat i wręczyli drobne prezenty. Dredziarz nachylił się i powiedział że on swój da mi później. Otwarłam kolejną paczkę a Zoe i An uśmiechnęły się szeroko i zaczęły śmiać kiedy ja zszokowana zamknęłam wieko pudełka.
Jasne, kajdanki zawsze dobre. Westchnęłam i wzięłam od Mer kolejny pakunek. "To od mamy" powiedziała i uśmiechnęła się.
W środku znalazłam srebrną bransoletkę z małym złotym piórkiem. Założyłam ją na rękę i wzięłam się za resztę. Wszyscy się postarali. Mimo wszystko nawet prezent Zoe i An mi się podobał. Wystarczyło przecież że przyjechały.
Dwie godziny później Mer i Piotrek się ulotnili z domu i powiedzieli że wrócą jutro. Dopiero po ich wyjściu impreza się rozkręciła. Ivette przyprowadziła masę ludzi, z czego wszystkich zdążyłam poznać podczas pobytu u siostry.
Tak więc około setka ludzi szalała na imprezie. Wszyscy się świetnie bawili. Lucyfer dostał omało szału więc zaniosłam go na najwyższe piętro gdzie muzyka była stłumiona i zostawiłam go w najcichszym pokoju.
Byłam już w połowie schodów gdy drogę zagrodził mi Tom i uśmiechając się kazał iść za sobą. Weszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Jedną rękę położyłam na kołdrze a drugą na kolanach.
-Zamknij oczy - poprosił. Wykonałam jego polecenie i po chwili poczułam jak odzuwa mi włosy z karku i zapina coś zimnego na szyi.
-Już możesz otworzyć.
Odsunął się, założył ręce na piersiach i z uśmiechem mi się przyglądał. Schyliłam głowę i delikatnie uniosłam wisiorek w kształcie znaku TH w serduszku. Odwróciłam go i spojrzałam na napis. "Forever now".
Tom usiadł obok mnie. Przymknęłam oczy i nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Mój oddech przyśpieszył i miałam wrażenie że chłopak może usłyszeć jak szybko bije mi serce. Nasze usta dzieliły już milimetry.. po sekundzie już czułam zimny kolczyk w jego wardze gdy mocno wpił się w moje usta.

********
Po masie poprawek myślę że wyszło długie i całkiem znośne :)

czwartek, 13 lutego 2014

22. Powrót do przeszłości.

Dzisiaj krótko bo z perspektywy Irene (matki Michaela)
********************
"Odnajdź to co zgubiłeś. "
Kilka lat wcześniej:
Irene:
Jechałam długą drogą prowadzącą do jakiegoś Polskiego miasta. Byłam na delegacji i musiałam dostarczyć jakieś papiery gdy nagle drogę otoczył dym. Przyśpieszyłam i już po kilometrze zatrzymałam się gwałtownie. Moje jasne proste włosy opadły na połowę zastygłej w przerażonym wyrazie twarzy. Dłonie zacisnęłam mocno na kierownicy a nogi wbiłam jak najmocniej w podłogę samochodu. Drzwiczki trzasnęły i wyskoczyłam z pojazdu prosto na opustoszałą drogę.
Padłam na kolana przy nieprzytomnym ciele nastolatka. Nachyliłam się i sprawdziłam czy oddycha. Na szczęście okazało się że tak. Był cały posiniaczony. Miał zwęglone ubrania i aż dziwne że leżał tak daleko od wypadku. W powietrzu śmierdziało spalonym ciałem i olejem samochodowym. Postanowiłam zabrać chłopaka do szpitala nie informując o tym policji. Tak, to nieodpowiedzialne ale trzeba coś było szybko zrobić.
Złapałam go za ręce i jakoś dowlokłam do samochodu. Położyłam go na tylnym siedzeniu a sama poszłam szybko za kierownicę. Co chwilę patrzyłam we wsteczne lusterko aby się upewnić że jego stan pozostał niezmienny.
Po krótkim czasie który dla mnie i tak był wiecznością wreszcie zaparkowałam na betonowym parkingu pod szpitalem i zawołałam ratowników, którzy wyjęli go z samochodu i zawieźli na noszach do budynku.
-Panie doktorze. Co mu jest? - zapytałam przestraszona że być może ta niewinna istotka umrze.
-Na razie jest w stanie uśpienia. Może to i lepiej bo gdy się obud... - przerwał mu gwałtowny krzyk. Ciemnowłosy chłopak zaczął się szamotać na noszach i krzyczeć jak gdyby był opętany. Otworzyłam szeroko oczy i podbiegłam do lekarzy wiozących nosze na salę operacyjną. Twarz nastolatka wykrzywił straszny ból, widać było że nawet krzyk mu nie pomaga. Miał poparzenia na twarzy, rękach, nogach, brzuchu. Jego lewa ręka zgięta była pod nienaturalnym kątem czyli najpewniej była złamana. Spalona koszulka przylgnęła do ciała a przez poszarpane spodnie było widać wiele krwawiących, świeżo otwartych przez szamotaninę ran. Spojrzał na mnie pełnymi bólu szaro-niebieskimi oczami, które szkliły się od łez a kolor wyjątkowo wyblakł. Zacisnęłam dłonie w pięści i westchnęłam. Wtedy chłopak powoli zaczął zamykać oczy. Zemdlał. Zemdlał z bólu.
3 godziny później dalej siedziałam na plastikowym szpitalnym krzesełku czekając na jakiekolwiek wieści. Nie chciałam go teraz zostawiać. Nie wiedziałam czemu, po prostu nie chciałam. Nagle na korytarz wypadł jeden z lekarzy. Zawołał dwie pielęgniarki które szybko przybiegły do sali. Przez uchylone drzwi zobaczyłam jak lekarze próbują go ratować. Reanimowali go  a jedna z maszyn cały czas pikała pokazując coraz słabsze fale sercowe. Zakryłam usta dłońmi i zdusiłam krzyk. Oczy zaszkliły mi się i po chwili łzy spływały po moich policzkach całymi strumieniami. Nogi i ręce drżały mi niemiłosiernie  a usta połykały gorzkie łzy rozpaczy. Cały makijaż spłynął mi po policzkach i brodzie tworząc czarne smugi. Wzniosłam swoje wielkie niebieskie oczy w stronę sufitu i oparłam odchylona głowę o ścianę. Zacisnęłam wargi. Czułam się tak bezradna... taka zagubiona. Nie wiedziałam jak się mam odnaleźć w tej sytuacji. Trzęsącymi się rękami założyłam za ucho kosmyk jasnych włosów a następnie mocno wpiłam się paznokciami w wewnętrzną stronę dłoni. Zrzuciłam z nóg szpilki i rzuciłam nimi w odległy kąt korytarza a następnie wydałam z siebie pełen furii okrzyk.
Kilka dni później:
Stałam nad łóżkiem młodego nastolatka, który obudził się zaledwie wczoraj. Miał amnezję. Myślał że jestem jego matką. I tak też się do mnie zwracał "mamo". Ja nazywałam go "Michael". Postanowiłam zabrać go do Hiszpanii. Do siebie. Zdawałam sobie sprawę że to nie fair wobec innych ludzi którzy prawdopodobnie go szukają ale nie miałam dzieci a do tego chłopca o ciemnych włosach, szaro-niebieskich oczach i uroczym uśmiechu przywiązałam się. On cały czas pytał kiedy wrócimy do domu.. Co mu miałam powiedzieć? Ciągnęłam to kłamstwo. Z czasem Michael stał się dla mnie jak prawdziwy syn. Gdy przyszła pora wypisu kupiłam mu masę ciuchów i spakowałam do kilku dużych torb. O wypadku nie powiedziałam mu prawdy. Myślał że zderzył się z jakąś osobówką która po chwili zaczęła płonąć. Rok po powrocie z Polski poznałam wspaniałego faceta z którym Michael się dogadywał. Po jakimś czasie Tedd i ja wzięliśmy ślub. On też nie znał tej bolesnej prawdy.
Nie miałam w planach żeby wiedzieli. Odeszliby. Na zawsze.


piątek, 7 lutego 2014

21. Zatajona prawda

"Musisz sie zatracić żeby pozwolić sobie wrócić. Musisz biec szybciej by twój cień nigdy nie zdołał cię dogonić. Musisz upaść. Bo to koniec. Pokłoń się gdy będziesz znikał wśród gasnących świateł"
~Ostatnia Spowiedź *Tom*

-Że co?! - krzyknęłam podskakując a następnie z piskiem przytulając siostrę. To była zdecydowanie dobra wiadomość. Zamknęłam oczy i z uśmiechem tuliłam się do niej. Po chwili kucnęłam i cmoknęłam ją w odkryty (jeszcze płaski choć już nieco zaokrąglony) brzuch.
-No weź! Teraz się będę kleić!- marudziła mimo to uśmiechając się i ścierając z siebie lepki różowo-brokatowy ślad błyszczyka.
Wzruszyłam tylko ramionami i zaśmiałam się. Pogratulowałam również Piotrkowi i zadowolona pobiegłam na górę zadzwonić do Georga.
-Hallo?- odezwał się po pierwszym sygnale.
-Będę ciocią!- zapiszczałam mu do słuchawki. Oczami wyobraźni zobaczyłam jak patrzy na komórkę unosząc jedną brew i odsuwając urządzenie od ucha.
-Z tego co wiem An nie jest w ciąży..- wypalił. Zamurowało mnie.
-To wy...ee.. no tego.. Jezu, wrócimy do tego później a ty mi się będziesz gęsto tłumaczył! Albo raczej Andżelika. Wracając: Mercedes jest w pierwszym miesiącu ciąży!
5:08 :
Leżałam na łóżku wpatrując się w sufit. Dostałam wiadomość od Ivette że umówiła mnie na spotkanie z Michaelem. Nie mogłam spać. Gdy tylko zamykałam oczy widzę jak Szymon i Gabriel szczęśliwi jeżdżą na deskach w skate parku a ja siedzę na dłubiąc słonecznik albo jak Gab przerzuca mnie sobie przez ramię jakbym ważyła tyle co piórko i bez ceregieli wrzuca mnie do jeziora. Zaraz po każdym wspomnieniu widzę wybuch. Wielkie kolumny dymu pnące się ku niebu i poprzecinane czerwono-pomarańczowymi smugami. Teraz... po tylu latach... miałam dowiedzieć się prawdy. Jeśli to był on a nie jego udana kopia miałam w końcu znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie dzień i noc pytania. Tylko czy ja byłam na to gotowa..? Czy ja na pewno chcę to wiedzieć?
Usiadłam na łóżku po turecku, łokcie podparłam na kolanach, schyliłam głowę i zatopiłam palce we włosach. Odetchnęłam głęboko kilka razy i opadłam na poduszki.

Mieszałam napój stojący na stoliku siedząc pod wielkim szyldem starej kawiarenki w której podawali naprawdę dobrą kawę i lody. Krzesło naprzeciwko zaszurało i ktoś na nim usiadł. Podniosłam wzrok i mój puls mimowolnie przyśpieszył. Michael opierał się niedbale łokciem o stolik i stukał palcami w lakierowane drewno.
-Więc.. po co chciałaś się ze mną widzieć?- zapytał w końcu patrząc na mnie z uwagą.
Gdy podniosłam oczy i spojrzałam w jego oczy myślałam że się rozpłaczę. Udało mi się jednak uspokoić. Przegryzłam wargę zastanawiając się nad odpowiedzią. Spojrzał wymownie na moją rękę zaciskającą się na steropianowym kubku. Jeszcze chwila a zrobię w nim dziurę więc rozluźniłam uścisk.
-Od kiedy jesteś w Hiszpanii..?- zapytałam cicho patrząc w ziemię.
-Odkąd skończyłem 19 lat... - powiedział wolno.
-Miałam kiedyś brata..- zaczęłam bez większego sensu - miał na imię Gabriel. Razem z moim chłopakiem Szymonem mieli wypadek.. i..myślałam że nie żyje.. jego ciała nie znaleziono... a potem... potem spotkałam cię w klubie.
-Przykro mi ale ja nie wiem co ja mam z tym wspólnego.
-Bo widzisz. - westchnęłam- wyglądasz dokładnie jak on. Zachowujesz się jak on i masz dokładnie ten sam głos że o zwyczajach nie wspomnę.
-Chyba nie mogę ci pomóc- powiedział zaciskając usta w wąską kreskę i wstał. Złapałam go za ręke.
-Czekaj! Masz znamię na prawym biodrze. W kształcie litery V, prawda?
-Skąd ty to...?
Zmrużył oczy a ja zakryłam twarz dłońmi.
-O Boże..- wyszeptałam i spod powiek zaczęły płynąć łzy. Czułam jak drżą mi ramiona, jak moje ciało wstrząsa szloch i dreszcze. Michael przykucnął obok mnie i przytulił oddychając ciężko.
-Nie płacz, kwiatuszku.. nie płacz.- wyszeptał mi do ucha a ja zaniosłam się jeszcze większym płaczem. "Kwiatuszku" tak zawsze mówił Gab. To kolejny dowód że chociażby podświadomie, ale niektóre rzeczy pamięta.
-Nie mogę nawet zamknąć powiek. Czuje pod nimi żar. Grunt osuwa mi się spod nóg. Zamykanie oczu boli, patrzenie w twoje puste teraz oczy rani bardziej niż zazwyczaj. Nie mogę uciekać, jestem w sidłach. Tu gdzie jesteśmy widzimy gwiazdy i chcemy do nich lecieć. Nie płacz bo nie warto. Szkoda łez. Mury legły w gruzach lecz jestem tu nadal. Weź wdech. Wszystko co widzisz jest we mgle. Ocknij się i spójrz przed siebie. Gdy już nie zostało ci nic do spalenia idź na stos. Krzycz póki ludzie słyszą i dociera do nich jakikolwiek sens. Krzycz póki masz siłę, nie daj im tej satysfakcji. Zniszczyło mnie życie, zniszczył mnie świat. Dzisiaj wrócę w tak odległe miejsce. Miejsce ze snów. I znów będę przy tobie dopóki nie zgaśnie ostatnia gwiazda.*- zaśpiewał mi po cichu swoim głębokim ale dalej czułym głosem. Zesztywniałam w jego uścisku. Czułam jakby walnął we mnie jadący 150/h samochód. Wszystkie moje organy wewnętrzne zrobiły fikołka.
-Skąd... skąd to znasz..?- zapytałam zacinając się. To niemożliwe. Nie.
-Słyszałem gdzieś.
-"Gdzieś" to dokładniej 4 lata temu. W moim pokoju. Ten tekst znał tylko Gabriel! Napisałam go zaraz po tym jak wpadłam w dragi! - krzyknęłam. Już nie miałam siły być spokojna. Emocje wyciekały ze mnie jak przez sito pod silnym ciśnieniem wody. W końcu pod naporem nici się zerwały i wszystko się wydostało poza formę. Zacisnęłam dłonie i pięści i z bezsilności miałam ochotę krzyczeć. Zamiast tego wydałam z siebie pełne irytacji warknięcie w stronę nieba. Czy ta rozmowa do czegoś prowadziła? Owszem. Ale ja czułam się już poraz któryś oszukana przez los. Tak jakby ktoś TAM NA GÓRZE uśmiechał się coraz szerzej wraz z kolejnym moim potknięciem.
-Może wyjaśnimy to z moimi rodzicami?- zapytał. To aż dziwne że był bardziej opanowany ode mnie. Nie krzyczał, nie warczał. Ale jego spojrzenie zdradzało wszystko. Był tak samo rozbity jak ja.
Weszłam za Michaelem do przestronnego salonu skąd dochodziły dźwięki rozmowy. Podeszedł do rodziców i powiedział że chyba muszą poważnie porozmawiać. Następnie spojrzał na mnie i gestem nakazał mi usiąść. Jego mama zbladła na twarzy momentalnie gdy zobaczyła moją twarz. Cierpliwie wytrzymałam jej spojrzenie a potem opowiedziałam o co chodzi zachęcana naglącymi spojrzeniami Michaela. Kiedy doszłam do części wypadku nagle rozległ się huk.
Następnie "matka" bruneta zaczęła płakać chowając twarz za kaskadą prostych jasno-brązowych włosów opadających jej na twarz.
Następnie powiedziała coś co mną i nim kompletnie wstrząsnęło. Podczas gdy ja siedziałam jak sparaliżowana, Gabriel <Michael> poderwał się z kanapy i krzyknął:
-Co kurwa zrobiłaś?!

*********
*- piosenka (a raczej jej fragment) napisana przeze mnie czyli: zero kopiowania :)
Oj, tą rozmowę między nimi spierdoliłam na całej lini ale niech już tak zostanie ;)

środa, 5 lutego 2014

20. Są nieznaczące momenty.

WAŻNE
Skoro już humor mi padł a przerwe miałam na tydzień na stronce i blogach to pomyślałam że po co się zadręczać? Tak więc utonęłam w świecie Julki. Postanowiłam również że muszę przejść na dojrzalsze pisanie.. żeby skończyć to opowiadanie muszę myśleć inaczej więc zaobserwujecie pewne zmiany w stylu pisania, akcji i odczuciach bohaterów. Więc pisanie będzie mi zajmowało więcej czasu. Przy okazji w ten odcinek wylewam swoje emocje, odczucia więc jak zrozumieć Julkę to tak jakby zrozumieć mnie.. miłego czytania :)
******************************
"Uśmiechnij się. Tylko od ciebie zależy jakie będzie jutro"
-Tom idioto..!- syknęłam podnosząc się na rękach z ziemi. Zakłopotany pociągnął mnie w górę stawiając w pionie. Dzięki niemu albo dzięki jego workowatych spodniom przez najbliższy tydzień mogłam zapomnieć o wychodzeniu z domu bez okularów zasłaniających pół twarzy i make-upu.
-Oojjć. Będzie siniak.- skomentował Geo uważnie przyglądając się mojej twarzy.
-No coś ty..- prychnęłam dotykając palcami obolałych miejsc.
-Nie ruszaj tego bo pogorszysz.-powiedział Tom opierając się o ścianę.
-Ty mnie Kaulitz nie denerwuj..-warknęłam rzucając mu przelotne spojrzenie. -ty mi lepiej powiedz bo co biegłeś na górę.
-Miałem cię już nie denerwować.- uśmiechnął się szeroko rozkładając ramiona. Zmrużyłam oczy i po chwili zamknęłam je z westchnieniem irytacji.
O moje nogi zaczęło się ocierać coś ciepłego i włochatego. Schyliłam się i podniosłam Lucyfera na wysokość oczu. Położył mi łapkę na ustach a ja cmoknęłam ją z uśmiechem. Przytuliłam do siebie jego ciepłe, małe ciałko i ze spokojem spojrzałam znowu na starszego bliźniaka.
To dziwne ile spokoju może wywołać w człowieku takie małe stworzonko. Usiadłam na schodach na pół piętrze i wpatrywałam się w chłopaków stojących pod ścianą. Myślałam o  Michaelu..Gabrielu. Czy to naprawdę był on? Co się z nim działo przez te lata? Dlaczego mnie nie pamięta? Te i wiele innych pytań jeździły mi po głowie jak rozpędzone samochody na autostradzie. Georg jakby wyczuł mój niepokój i jak na zawołanie usiadł obok i przyciągnął mnie do siebie. Poczułam jak jego ręce obejmują moje skulone ciało i byłam mu wdzięczna za tą bliskość jaką mnie darzył. Był dla mnie jak starszy brat, troszczył się o mnie, wściekał, kłócił..
"Włożyłam czarne czółenka bez palców, czarną miniówkę nabitą wzdłuż po zewnętrznej stronie ud i czarną bokserkę zasłaniającą jedynie piersi, wiązaną na szyi <no bo jakby inaczej, na dyskoteki zawsze tak wychodzę>. Georg się wkurwi. Na pewno.
Zeszłam ostrożnie po schodach uważając żeby się przy okazji nie zabić. Georg zapominał o poręczy, z dwóch stron schodów są ściany, zero poręczy. Musze mu o tym przypomnieć..
Stanęłam już na dole schodów i weszłam do salonu pewnym krokiem.
-JULKA! - wydarł się Georg. - Coś ty zrobiła z moją kuzynką?!
-Wysłałam na spacer. - powiedziałam uśmiechając się szeroko."
Uśmiechnęłam się do tego wspomnienia. Georg już pierwszego dnia dał popalić chłopakom. Gdyby nie to że go nie posłuchali pewnie mieszkałabym z nim dalej. Byłam związana z tym miejscem. Wiem że kiedyś na pewno tu wrócę. Przecież kariera modelki nie wymaga mieszkania w Hiszpanii.. Załatwię sprawę z Gabrielem. Michaelem. Jezu, jak ja mam go nazywać?! Wracając: dowiem się co sie stało po wypadku a nie wiem ile mi to zajmie i wrócę tu. Do Georga. To jest moje miejsce. Przy nim, Tomie, Gustavie i Billu. Nie mogę wiecznie uciekać..
Oparłam brodę na dłoniach i podskoczyłam z irytacją gdy Tom dźgnął mnie w żebra mówiąc:
-Jak się będziesz smucić to zbrzydniesz.
-Bardziej już nie mogę- rzuciłam  obojętnie. Tom zrobił zdzwioną minę która szybko zniknęła i pojawił się chytry uśmiech.
Po 10 minutach które dla mnie były wiecznością nadal leżeliśmy na po podłodze pół piętra. Tom siedział okrakiem na moim brzuchu i zawzięcie mnie łaskotał. Na moje nieszczęście łaskotki miałam na prawie całym ciele.
-Hej! Zamierzasz tak stać czy ściągniesz ze mnie tego szaleńca?!- zawołałam w stronę kuzyna między jedną a drugą salwą zbolałego śmiechu. On założył tylko włosy za ucho i z założonymi rękami i szerokim uśmiechem wpatrywał się w nas.
W końcu mop odpuścił. Wstał ze mnie i otrzepał spodnie. Podniosłam się gwałtownie wpuszczając i wypuszczając powietrze z płuc i zgięta w pół łapałam się rękami za obolały brzuch.
**
-Jesteś pewna?- zapytał jeszcze raz.
-Tak.. w stu procentach..- odpowiedziałam choć sama nie wiedziałam czy chcę to zrobić, czy podjęłam dobrą decyzję. Właściwie to niczego nie byłam pewna. Ale.. nie. Nie ma żadnego ale. Nie mogę się z tego teraz wymiksować. Muszę to zrobić. Zacisnęłam powieki i zagryzłam wargi czekając na odpowiedź.
-No to... leć do niego.- uśmiechnął się delikatnie a ja wtuliłam się w jego szerokie ciuchy. Jego dredy przerzucone przez ramię łaskotały mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się zamykając oczy i mówiąc szeptem "dziękuję".
***
Stanęłam pod drzwiami domu Kaulitzów niepewna swojej decyzji. Gwałtownie zaciągnęłam się powietrzem i uniosłam lekko zaciśniętą dłoń w stronę drzwi.
Zapukałam. Najpierw delikatnie potem już pewniej. Moja dłoń zawisła w powietrzu gdy drzwi otworzyły się nagle a w progu stanął wysoki czarnowłosy chłopak. Na mój widok zdziwił się i stał tylko nieruchomo w przejściu. Sama bezwiednie pocierałam palce i zaciskałam je w pięści aby po chwili je rozprostować. W końcu podniosłam głowę i spojrzałam odważnie a zarazem niepewnie w jego hipnotyzujące brązowe tęczówki.
Odetchnęłam głęboko. Jak to mówią - raz kozie śmierć.
-Pomyślałam...- interesujący fakt: Kaulitzowie kierują się impulsami. Nie dokończyłam zdania zanim Bill wziął mnie w ramiona i z widoczną ulgą oparł brodę o moje ramię. Oboje wiedzieliśmy że na razie jestem w stanie tylko mu wybaczyć. Oboje nie moglibyśmy teraz ze sobą być. Czuliśmy przyciąganie. Jak dwa bieguny o przeciwnych znacznikach ale każde z nas miało jednak własną grawitację, na chwilę obecną tak uszkodzoną że baliśmy się za bardzo do kogoś zbliżyć żeby go nie zranić. Albo żeby ktoś nie zranił nas.
****
Moja wizyta w Niemczech dobiegła końca. Załatwiłam wszystko po co przyjechałam i przyszła pora wracać do Palma De Mallorca. Toną makijażu zakryłam sińce po dość intymnym spotkaniu z podłogą... Miałam wrażenie że szpadlą można by ze mnie ściągać kilogramy podkładu! Teraz siedziałam w samolocie wpatrując się w okienko które dało mi złudną nadzieję poczucia wolności. Dobrze czułam się na otwartej przestrzeni a podróże samolotem zawsze wprowadzały mnie w nikły stan uśpienia. Przejechałam palcem po zaparowanej szybie pisząc "It's OK". Nie wiedziałam kogo chcę oszukać. No tak, jest OK. Tyle że jest tyle pytań na których nie znam odpowiedzi i tylko jedna osoba może mi na nie odpowiedzieć. Chyba że się mylę. Istnieją przecież sobowtóry. Ale nie pasuje mi to że nawet jako sobowtór mojego brata, Michael ma dokładnie takie same ułożenie ramion, idealnie wykrojone usta i te same ruchy rąk, nóg i takie same tiki czyli miętolenie serwetki albo koszulki, gryzienie końcówki okularów i mrużenie oczu. To jest w ogóle możliwe? Nie wiem, nie znam się na tym ale to i tak jest śmieszne. Wprost komiczne. Szkoda tylko że ja się nie śmieję.. [...] Nawet nie odczułam czasu lotu. Na lotnisku powitała mnie Ivette. Przekrzywiła usta przegryzając policzek i odsunęła mnie na długość ramion. Ze skupieniem przypatrywała się mojej twarzy a po kilku sekundach uśmiechnęła się ukazując przy tym dwa rzędy równych białych zębów. Oprócz siniaka przykrytego makijażem moja twarz chyba nie uległa zmianie. Jeszcze raz błysnęła zębami i poszłyśmy do samochodu. Doszłam do wniosku że wolę nie wiedzieć o co jej chodziło... 20 minut później byłam już w domu gdzie czekali na mnie Mer i Piotrek. Uderzyłam się głową w czoło. Jak mogłam zapomnieć! Uhhh! Dobra, nieważne. Po przywitaniu i wypytywaniu (czułam się jak na przesłuchaniu typu : dobry glina, zły glina przy czym Piotrek był tym dobrym) siostra nałożyła mi na talerz kawałek zapiekanki i z chytrym uśmiechem patrzyła jak siadam przy stole. Gdy mój widelec był w połowie drogi do ust Mer nachyliła się w moją stronę i szepnęła coś na ucho. Widelec spadł z brzękiem na stół, przewracając szklankę która z hukiem rozbijanego szkła zderzyła się z podłogą rozpryskując małe kawałeczki szkła po podłodze.