Moja czerwona nić.

Moja czerwona nić.

środa, 5 lutego 2014

20. Są nieznaczące momenty.

WAŻNE
Skoro już humor mi padł a przerwe miałam na tydzień na stronce i blogach to pomyślałam że po co się zadręczać? Tak więc utonęłam w świecie Julki. Postanowiłam również że muszę przejść na dojrzalsze pisanie.. żeby skończyć to opowiadanie muszę myśleć inaczej więc zaobserwujecie pewne zmiany w stylu pisania, akcji i odczuciach bohaterów. Więc pisanie będzie mi zajmowało więcej czasu. Przy okazji w ten odcinek wylewam swoje emocje, odczucia więc jak zrozumieć Julkę to tak jakby zrozumieć mnie.. miłego czytania :)
******************************
"Uśmiechnij się. Tylko od ciebie zależy jakie będzie jutro"
-Tom idioto..!- syknęłam podnosząc się na rękach z ziemi. Zakłopotany pociągnął mnie w górę stawiając w pionie. Dzięki niemu albo dzięki jego workowatych spodniom przez najbliższy tydzień mogłam zapomnieć o wychodzeniu z domu bez okularów zasłaniających pół twarzy i make-upu.
-Oojjć. Będzie siniak.- skomentował Geo uważnie przyglądając się mojej twarzy.
-No coś ty..- prychnęłam dotykając palcami obolałych miejsc.
-Nie ruszaj tego bo pogorszysz.-powiedział Tom opierając się o ścianę.
-Ty mnie Kaulitz nie denerwuj..-warknęłam rzucając mu przelotne spojrzenie. -ty mi lepiej powiedz bo co biegłeś na górę.
-Miałem cię już nie denerwować.- uśmiechnął się szeroko rozkładając ramiona. Zmrużyłam oczy i po chwili zamknęłam je z westchnieniem irytacji.
O moje nogi zaczęło się ocierać coś ciepłego i włochatego. Schyliłam się i podniosłam Lucyfera na wysokość oczu. Położył mi łapkę na ustach a ja cmoknęłam ją z uśmiechem. Przytuliłam do siebie jego ciepłe, małe ciałko i ze spokojem spojrzałam znowu na starszego bliźniaka.
To dziwne ile spokoju może wywołać w człowieku takie małe stworzonko. Usiadłam na schodach na pół piętrze i wpatrywałam się w chłopaków stojących pod ścianą. Myślałam o  Michaelu..Gabrielu. Czy to naprawdę był on? Co się z nim działo przez te lata? Dlaczego mnie nie pamięta? Te i wiele innych pytań jeździły mi po głowie jak rozpędzone samochody na autostradzie. Georg jakby wyczuł mój niepokój i jak na zawołanie usiadł obok i przyciągnął mnie do siebie. Poczułam jak jego ręce obejmują moje skulone ciało i byłam mu wdzięczna za tą bliskość jaką mnie darzył. Był dla mnie jak starszy brat, troszczył się o mnie, wściekał, kłócił..
"Włożyłam czarne czółenka bez palców, czarną miniówkę nabitą wzdłuż po zewnętrznej stronie ud i czarną bokserkę zasłaniającą jedynie piersi, wiązaną na szyi <no bo jakby inaczej, na dyskoteki zawsze tak wychodzę>. Georg się wkurwi. Na pewno.
Zeszłam ostrożnie po schodach uważając żeby się przy okazji nie zabić. Georg zapominał o poręczy, z dwóch stron schodów są ściany, zero poręczy. Musze mu o tym przypomnieć..
Stanęłam już na dole schodów i weszłam do salonu pewnym krokiem.
-JULKA! - wydarł się Georg. - Coś ty zrobiła z moją kuzynką?!
-Wysłałam na spacer. - powiedziałam uśmiechając się szeroko."
Uśmiechnęłam się do tego wspomnienia. Georg już pierwszego dnia dał popalić chłopakom. Gdyby nie to że go nie posłuchali pewnie mieszkałabym z nim dalej. Byłam związana z tym miejscem. Wiem że kiedyś na pewno tu wrócę. Przecież kariera modelki nie wymaga mieszkania w Hiszpanii.. Załatwię sprawę z Gabrielem. Michaelem. Jezu, jak ja mam go nazywać?! Wracając: dowiem się co sie stało po wypadku a nie wiem ile mi to zajmie i wrócę tu. Do Georga. To jest moje miejsce. Przy nim, Tomie, Gustavie i Billu. Nie mogę wiecznie uciekać..
Oparłam brodę na dłoniach i podskoczyłam z irytacją gdy Tom dźgnął mnie w żebra mówiąc:
-Jak się będziesz smucić to zbrzydniesz.
-Bardziej już nie mogę- rzuciłam  obojętnie. Tom zrobił zdzwioną minę która szybko zniknęła i pojawił się chytry uśmiech.
Po 10 minutach które dla mnie były wiecznością nadal leżeliśmy na po podłodze pół piętra. Tom siedział okrakiem na moim brzuchu i zawzięcie mnie łaskotał. Na moje nieszczęście łaskotki miałam na prawie całym ciele.
-Hej! Zamierzasz tak stać czy ściągniesz ze mnie tego szaleńca?!- zawołałam w stronę kuzyna między jedną a drugą salwą zbolałego śmiechu. On założył tylko włosy za ucho i z założonymi rękami i szerokim uśmiechem wpatrywał się w nas.
W końcu mop odpuścił. Wstał ze mnie i otrzepał spodnie. Podniosłam się gwałtownie wpuszczając i wypuszczając powietrze z płuc i zgięta w pół łapałam się rękami za obolały brzuch.
**
-Jesteś pewna?- zapytał jeszcze raz.
-Tak.. w stu procentach..- odpowiedziałam choć sama nie wiedziałam czy chcę to zrobić, czy podjęłam dobrą decyzję. Właściwie to niczego nie byłam pewna. Ale.. nie. Nie ma żadnego ale. Nie mogę się z tego teraz wymiksować. Muszę to zrobić. Zacisnęłam powieki i zagryzłam wargi czekając na odpowiedź.
-No to... leć do niego.- uśmiechnął się delikatnie a ja wtuliłam się w jego szerokie ciuchy. Jego dredy przerzucone przez ramię łaskotały mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się zamykając oczy i mówiąc szeptem "dziękuję".
***
Stanęłam pod drzwiami domu Kaulitzów niepewna swojej decyzji. Gwałtownie zaciągnęłam się powietrzem i uniosłam lekko zaciśniętą dłoń w stronę drzwi.
Zapukałam. Najpierw delikatnie potem już pewniej. Moja dłoń zawisła w powietrzu gdy drzwi otworzyły się nagle a w progu stanął wysoki czarnowłosy chłopak. Na mój widok zdziwił się i stał tylko nieruchomo w przejściu. Sama bezwiednie pocierałam palce i zaciskałam je w pięści aby po chwili je rozprostować. W końcu podniosłam głowę i spojrzałam odważnie a zarazem niepewnie w jego hipnotyzujące brązowe tęczówki.
Odetchnęłam głęboko. Jak to mówią - raz kozie śmierć.
-Pomyślałam...- interesujący fakt: Kaulitzowie kierują się impulsami. Nie dokończyłam zdania zanim Bill wziął mnie w ramiona i z widoczną ulgą oparł brodę o moje ramię. Oboje wiedzieliśmy że na razie jestem w stanie tylko mu wybaczyć. Oboje nie moglibyśmy teraz ze sobą być. Czuliśmy przyciąganie. Jak dwa bieguny o przeciwnych znacznikach ale każde z nas miało jednak własną grawitację, na chwilę obecną tak uszkodzoną że baliśmy się za bardzo do kogoś zbliżyć żeby go nie zranić. Albo żeby ktoś nie zranił nas.
****
Moja wizyta w Niemczech dobiegła końca. Załatwiłam wszystko po co przyjechałam i przyszła pora wracać do Palma De Mallorca. Toną makijażu zakryłam sińce po dość intymnym spotkaniu z podłogą... Miałam wrażenie że szpadlą można by ze mnie ściągać kilogramy podkładu! Teraz siedziałam w samolocie wpatrując się w okienko które dało mi złudną nadzieję poczucia wolności. Dobrze czułam się na otwartej przestrzeni a podróże samolotem zawsze wprowadzały mnie w nikły stan uśpienia. Przejechałam palcem po zaparowanej szybie pisząc "It's OK". Nie wiedziałam kogo chcę oszukać. No tak, jest OK. Tyle że jest tyle pytań na których nie znam odpowiedzi i tylko jedna osoba może mi na nie odpowiedzieć. Chyba że się mylę. Istnieją przecież sobowtóry. Ale nie pasuje mi to że nawet jako sobowtór mojego brata, Michael ma dokładnie takie same ułożenie ramion, idealnie wykrojone usta i te same ruchy rąk, nóg i takie same tiki czyli miętolenie serwetki albo koszulki, gryzienie końcówki okularów i mrużenie oczu. To jest w ogóle możliwe? Nie wiem, nie znam się na tym ale to i tak jest śmieszne. Wprost komiczne. Szkoda tylko że ja się nie śmieję.. [...] Nawet nie odczułam czasu lotu. Na lotnisku powitała mnie Ivette. Przekrzywiła usta przegryzając policzek i odsunęła mnie na długość ramion. Ze skupieniem przypatrywała się mojej twarzy a po kilku sekundach uśmiechnęła się ukazując przy tym dwa rzędy równych białych zębów. Oprócz siniaka przykrytego makijażem moja twarz chyba nie uległa zmianie. Jeszcze raz błysnęła zębami i poszłyśmy do samochodu. Doszłam do wniosku że wolę nie wiedzieć o co jej chodziło... 20 minut później byłam już w domu gdzie czekali na mnie Mer i Piotrek. Uderzyłam się głową w czoło. Jak mogłam zapomnieć! Uhhh! Dobra, nieważne. Po przywitaniu i wypytywaniu (czułam się jak na przesłuchaniu typu : dobry glina, zły glina przy czym Piotrek był tym dobrym) siostra nałożyła mi na talerz kawałek zapiekanki i z chytrym uśmiechem patrzyła jak siadam przy stole. Gdy mój widelec był w połowie drogi do ust Mer nachyliła się w moją stronę i szepnęła coś na ucho. Widelec spadł z brzękiem na stół, przewracając szklankę która z hukiem rozbijanego szkła zderzyła się z podłogą rozpryskując małe kawałeczki szkła po podłodze.

1 komentarz:

  1. Przez moment mnie nie było a widzę ogromną zmianę w Twoim pisaniu i to na wielki, wielki + ! :D
    Czekam na dalszą część. <3

    OdpowiedzUsuń