Moja czerwona nić.

Moja czerwona nić.

czwartek, 13 lutego 2014

22. Powrót do przeszłości.

Dzisiaj krótko bo z perspektywy Irene (matki Michaela)
********************
"Odnajdź to co zgubiłeś. "
Kilka lat wcześniej:
Irene:
Jechałam długą drogą prowadzącą do jakiegoś Polskiego miasta. Byłam na delegacji i musiałam dostarczyć jakieś papiery gdy nagle drogę otoczył dym. Przyśpieszyłam i już po kilometrze zatrzymałam się gwałtownie. Moje jasne proste włosy opadły na połowę zastygłej w przerażonym wyrazie twarzy. Dłonie zacisnęłam mocno na kierownicy a nogi wbiłam jak najmocniej w podłogę samochodu. Drzwiczki trzasnęły i wyskoczyłam z pojazdu prosto na opustoszałą drogę.
Padłam na kolana przy nieprzytomnym ciele nastolatka. Nachyliłam się i sprawdziłam czy oddycha. Na szczęście okazało się że tak. Był cały posiniaczony. Miał zwęglone ubrania i aż dziwne że leżał tak daleko od wypadku. W powietrzu śmierdziało spalonym ciałem i olejem samochodowym. Postanowiłam zabrać chłopaka do szpitala nie informując o tym policji. Tak, to nieodpowiedzialne ale trzeba coś było szybko zrobić.
Złapałam go za ręce i jakoś dowlokłam do samochodu. Położyłam go na tylnym siedzeniu a sama poszłam szybko za kierownicę. Co chwilę patrzyłam we wsteczne lusterko aby się upewnić że jego stan pozostał niezmienny.
Po krótkim czasie który dla mnie i tak był wiecznością wreszcie zaparkowałam na betonowym parkingu pod szpitalem i zawołałam ratowników, którzy wyjęli go z samochodu i zawieźli na noszach do budynku.
-Panie doktorze. Co mu jest? - zapytałam przestraszona że być może ta niewinna istotka umrze.
-Na razie jest w stanie uśpienia. Może to i lepiej bo gdy się obud... - przerwał mu gwałtowny krzyk. Ciemnowłosy chłopak zaczął się szamotać na noszach i krzyczeć jak gdyby był opętany. Otworzyłam szeroko oczy i podbiegłam do lekarzy wiozących nosze na salę operacyjną. Twarz nastolatka wykrzywił straszny ból, widać było że nawet krzyk mu nie pomaga. Miał poparzenia na twarzy, rękach, nogach, brzuchu. Jego lewa ręka zgięta była pod nienaturalnym kątem czyli najpewniej była złamana. Spalona koszulka przylgnęła do ciała a przez poszarpane spodnie było widać wiele krwawiących, świeżo otwartych przez szamotaninę ran. Spojrzał na mnie pełnymi bólu szaro-niebieskimi oczami, które szkliły się od łez a kolor wyjątkowo wyblakł. Zacisnęłam dłonie w pięści i westchnęłam. Wtedy chłopak powoli zaczął zamykać oczy. Zemdlał. Zemdlał z bólu.
3 godziny później dalej siedziałam na plastikowym szpitalnym krzesełku czekając na jakiekolwiek wieści. Nie chciałam go teraz zostawiać. Nie wiedziałam czemu, po prostu nie chciałam. Nagle na korytarz wypadł jeden z lekarzy. Zawołał dwie pielęgniarki które szybko przybiegły do sali. Przez uchylone drzwi zobaczyłam jak lekarze próbują go ratować. Reanimowali go  a jedna z maszyn cały czas pikała pokazując coraz słabsze fale sercowe. Zakryłam usta dłońmi i zdusiłam krzyk. Oczy zaszkliły mi się i po chwili łzy spływały po moich policzkach całymi strumieniami. Nogi i ręce drżały mi niemiłosiernie  a usta połykały gorzkie łzy rozpaczy. Cały makijaż spłynął mi po policzkach i brodzie tworząc czarne smugi. Wzniosłam swoje wielkie niebieskie oczy w stronę sufitu i oparłam odchylona głowę o ścianę. Zacisnęłam wargi. Czułam się tak bezradna... taka zagubiona. Nie wiedziałam jak się mam odnaleźć w tej sytuacji. Trzęsącymi się rękami założyłam za ucho kosmyk jasnych włosów a następnie mocno wpiłam się paznokciami w wewnętrzną stronę dłoni. Zrzuciłam z nóg szpilki i rzuciłam nimi w odległy kąt korytarza a następnie wydałam z siebie pełen furii okrzyk.
Kilka dni później:
Stałam nad łóżkiem młodego nastolatka, który obudził się zaledwie wczoraj. Miał amnezję. Myślał że jestem jego matką. I tak też się do mnie zwracał "mamo". Ja nazywałam go "Michael". Postanowiłam zabrać go do Hiszpanii. Do siebie. Zdawałam sobie sprawę że to nie fair wobec innych ludzi którzy prawdopodobnie go szukają ale nie miałam dzieci a do tego chłopca o ciemnych włosach, szaro-niebieskich oczach i uroczym uśmiechu przywiązałam się. On cały czas pytał kiedy wrócimy do domu.. Co mu miałam powiedzieć? Ciągnęłam to kłamstwo. Z czasem Michael stał się dla mnie jak prawdziwy syn. Gdy przyszła pora wypisu kupiłam mu masę ciuchów i spakowałam do kilku dużych torb. O wypadku nie powiedziałam mu prawdy. Myślał że zderzył się z jakąś osobówką która po chwili zaczęła płonąć. Rok po powrocie z Polski poznałam wspaniałego faceta z którym Michael się dogadywał. Po jakimś czasie Tedd i ja wzięliśmy ślub. On też nie znał tej bolesnej prawdy.
Nie miałam w planach żeby wiedzieli. Odeszliby. Na zawsze.


1 komentarz:

  1. Odcinek świetny. W końcu mam jak skomentować :P Czekam na dalsze części :D

    OdpowiedzUsuń